…a tymczasem u katalogerek… odcinek pt.: Grudzień

? ❄️ „Czy w grudniu można świętować Dzień Pluszowego Misia? My uważamy, że tak :)” – śmiechłam ?? kiedy to niedawno przeczytałam na fanpejdżu u koleżanek z Filii Dziecięcej nr 2. To jest moja bajka, właśnie to lubię ??

Nie liczy się tylko to, co chcemy powiedzieć/napisać, ale też jak to zrobimy i co za tym idzie – wszystko (prawie) można powiedzieć, zależy tylko JAK to zrobimy. A bibliotekarki, to normalnie najlepsze copywriterki na świecie ??

Czy można więc w grudniu pisać o ? ? ? „Kwietniowej czarownicy”, jak myślicie? ?

Na początku trochę wspomnień i prywaty, czyli to, co katalogerki także lubią (prawie) najbardziej.

? Pamiętam jak to było, kiedy trafiła mi w ręce ta książka. Wydana w 2005 roku, czyli w roku, w którym związałam się z naszą Biblioteką. Był to również ten czas, kiedy pierwszy raz zetknęłam się z nazwiskiem i książkami mojej do dziś ulubionej autorki, Angeli Carter. I pierwszą powieść Angeli, i „Kwietniową czarownicę” Majgull Axelsson kupiłam podczas tej samej wizyty w księgarni, a był to empik i to empik, który mieścił się wówczas – wielu z Was to na pewno pamięta – w budynku przy ul. Warszawskiej, po sąsiedzku z biblioteką.

O Axelsson usłyszałam na pewno oglądając jakiś telewizyjny program o książkach, tak, tak, takie kiedyś były, jak i dobranocki dla dzieci, w telewizji publicznej i ogólnokrajowej. Myślałam, że to był program „Dobre Książki”, pierwsza ekipa, czyli Szczuka, Łubieński i Bereś, ale po małym śledztwie w googlach okazało się, że to nie mógł być ten program (chronologia). Jestem natomiast pewna, że powieść polecała Kazimiera Szczuka i w ówczesnym minizalewie eksperymentalnych, czy dziwnych pseudoawangardowych form zachwycała się tradycyjną, wręcz klasyczną narracją „Czarownicy”.

? I jeszcze jeden dowód na to jak potrafi być zawodna nasza pamięć i jakie figle lubi płatać. Wydawało mi się, że „kwietniowa czarownica”, to postać z mitologii skandynawskiej – Axelsson to pisarka szwedzka, może dlatego. Ale nie, to wg wstępu samej autorki inspiracja wprost z opowiadania pisarza fantastycznego Raya Bradbury’ego.

W noweli „The April Witch” jego autorstwa poznajemy nastolatkę, która pochodzi z pewnej dziwnej rodziny obdarzonej paranormalnymi zdolnościami. Dziewczyna pragnie kochać i być kochaną, ale rodzice ostrzegają córkę, że miłość do zwykłego śmiertelnika wiąże się z utratą jej magicznych zdolności i mocy. Bohaterka wpada na pomysł, który ma oszukać wyroki okrutnych bogów i postanawia opuścić swoje ciało, a wejść w ciało innej kobiety, w tej postaci rozkochując w sobie (w niej?) chłopca, w którym skrycie się kocha. Powiem tylko, że nie kończy się to jednak tak, jak tego oczekiwała…

? Sama postać opuszczającego ciało ducha wywodzi się z szesnastowiecznej włoskiej tradycji i kultu „benandanti”, czyli wojowników, którzy dzięki wędrówce dusz podczas snu opuszczanego ciała walczyli z czarownicami niszczącymi wioski i uprawy. Czczeni przez wiejską ludność za ochronę jej dobrobytu i dobrostanu, w czasach inkwizycji sami spotkali się z oskarżeniami o herezję i konszachty z diabłem, uśmiercani byli na fali procesów czarownic.

? Nie dajmy się jednak zwieść tym magicznym i fantastycznym inspiracjom. To, że główna bohaterka, Desiree, uwięziona w unieruchomionym chorobą ciele, zdana na pomoc innych staje się współczesnym „benandanti”, aby uwolnić się i niczym nieskrępowana, ponad czasem i przestrzenią odwiedzać, czy raczej nawiedzać swoje trzy siostry, czy lekarza, o którym skrycie marzy jako o kimś więcej, niż tylko swoim lekarzu, nie oznacza jeszcze, że to fantastyka, jakaś wymyślona bajka. Jest to powieść, jak już wspominałam, klasyczna w narracji i w fabule. Psychologiczna bardziej niż tylko obyczajowa. Poznajemy trudne losy trzech porzuconych przez matkę sióstr, które pozbawione wsparcia kochającej osoby, bezpieczeństwa, miłości i jakiegokolwiek startu życiowego doświadczają „małego życia” w pełnej „krasie” cierpienia i jego marności nad marnościami.

? Mimo, że historie bohaterek są trudne, to samą książkę czyta się z zaangażowaniem, żeby nie powiedzieć z wypiekami na twarzy. Dowiadujemy się z niej również o kilku ciekawych szczegółach z powojennej historii Szwecji – o losach Skandynawek zmuszonych do rodzenia dzieci w ramach Lebensborn oraz o tragicznych losach tych dzieci później, o wielkim głodzie, o tym jak rodziła się oparta na tzw. socjalu i wspierająca swoich obywateli na każdym kroku Szwecja współczesna, państwo ze wszech miar opiekuńcze.

Duch, czy dusza opuszczająca ciało i unosząca się nad śpiącym miastem niczym ptak, to tylko wybieg fabularnoformalny, psychologiczne uatrakcyjnienie powieści, wielka przenośnia.

? Zawsze wyobrażałam sobie Desiree w trakcie tej – bardziej psychicznej, niż duchowej wędrówki – jak kobietę-ptaka, pół kobietę – pół ptaka, czy wreszcie ptaszysko o kobiecej twarzy, mniej więcej jako wietrzydło z ilustracji autorstwa Ilon Wikland do książki innej szwedzkiej pisarki – „Ronji” Astrid Lindgren.
✍️ ? Ilustrację do dzisiejszego odcinka wykonała nasza koleżanka z Wypożyczalni – ? ? Anna Skomra ? ?. Ale jak do tego doszło opowiem Wam już następnym razem, bo zdradzę tylko, że następnym razem, kiedy się spotkamy, spotkamy się również z Anią oraz jej wyobraźnią i talentem.

Od wydania „Kwietniowej czarownicy” minęło już ładnych parę lat, od tego czasu wydano u nas jeszcze kilka powieści Axelsson. Możecie znaleźć je w naszym katalogu i w naszych bibliotekach. Zapraszamy!

? ? ? https://tinyurl.com/2p8t59pu ?????

Z bibliotekarskim pozdrowieniem
Dział Gromadzenia i Opracowywania Zbiorów MBP
(tekst: Emila Szczepańska
rysunek: Anna Skomra)