„Co roku o tej porze, gdy ciemność wcześnie zapada, Nostalgia zdejmuje z szafy ozdoby na choinkę. Zabawne, jak delikatna i uroczysta jest dla niej ta chwila, kiedy otwiera stare pogniecione pudełko po swoich pierwszych łyżwach. Oddycha głęboko, podnosi kartonowe wieczko. Odgarnia nitki anielskich włosów i bierze w palce kruche figurynki. W srebrzystej bombce odbijają się jej oczy i nos, ale w głębi Nostalgia widzi coś więcej. Wnętrza i scenki, zamknięte w szklanej kulce czasu. Potrząśniesz – wspomnienia wirują jak śnieg. I jak śnieg czasem kłują w policzki. To, jak nikt nie mógł znaleźć stojaka na choinkę w piwnicy. Albo ten splątany sznur lampek, który trzeba było wyrzucić i pobiec do sklepu po nowe, bo nie udało się go rozplątać. Albo wtedy, gdy…
Minione grudnie, które spały cicho w pudełku przez cały rok, wracają wszystkie naraz, jedne przez drugie […] Dźwięk głosów, brzęk sztućców. I smak – mocniejszy od wszystkich innych smak marzeń, żeby święta się udały, żeby było pięknie jak w bajce… Tych spełnionych i tych, które rozprysły się niczym stłuczona bombka w drobny mak.”
Tak rozpoczyna się wydana niedawno książeczka „Co lubią uczucia” Tiny Oziewicz, z ilustracjami Aleksandry Zając (Wydawnictwo Dwie Siostry, str. 4-6). I tak się złożyło, że udanie wpisuje się tym w okres przedświąteczny, ale to nie dlatego wybrałam dla Was na dziś ten tytuł i szczerze go Wam polecam.
Jest to już druga książka dla dzieci duetu Oziewicz/Zając o uczuciach i już od momentu przeczytania jej poprzedniczki pt. „Co robią uczucia?” nosiłam się z myślą o napisaniu tego tekstu. Na dobre pomysł ten skrystalizował się, kiedy podczas przeprowadzki z naszej tymczasowej siedziby oraz współorganizowania Strefy Dziecka, razem z koleżankami z ww wysłuchałam webinaru przygotowanego przez Dwie Siostry, a w którym to m.in. o powstaniu swojej książki opowiadała Tina Oziewicz. I nie tylko o tym, a całość mnie zachwyciła.
Byłam i jestem również przezachwycona książką „Co robią uczucia?”, a jej kontynuację uważam za równie udaną i potrzebną, natomiast sama autorka, to co i jak mówi, jak bardzo jest w to zaangażowana, mądra, to robi na mnie jeszcze większe wrażenie.
Postanowiłam napisać tutaj o kilku wątkach i sprawach poruszonych podczas wspomnianej rozmowy, ale tak naprawdę to jest jeden wielki cytat z pani Oziewicz, praktycznie od początku do końca. Po prostu nie ujęłabym tego lepiej, a chciałabym bardzo, żeby poszło to wszystko w świat.
Ukazanie się drugiej części to dodatkowy motyw, ale niedawno trafiły mi się jeszcze dwa inne, równie dobre.
W ostatnio czytanej przeze mnie powieści obyczajowej dla młodzieży, „Perfect on Paper” Sophie Gonzales, bohaterką jest pewna nastolatka, która, anonimowo, udziela swoim rówieśnikom w szkole porad sercowych. Wkrótce okazuje się, że młodzież pisze do niej nie tyle o swoich problemach miłosnych, co o problemach wszelakich, od tych związanych z emocjami i uczuciami, ale nie tylko z miłością, poprzez relacje, na samoakceptacji (nie)kończąc. Jakie było moje zdziwienie, kiedy w pewnym momencie przeczytałam w jednej z porad o czterech stylach przywiązania
Nie spodziewałam się w lekkiej i przyjemnej obyczajówce dla młodzieży fachowej wiedzy psychologicznej, w dodatku tak udanie wykorzystanej i przekazanej!
Jakiś czas temu, czytałam inną powieść, również dla młodych czytelników, „Czarne jak heban” (obyczajówka/fantastyka) i dowiedziałam się z niej, że w Finlandii, (autorka, Salla Simukka, jest Finką, książka została oryginalnie wydana w 2014 roku) na poziomie kształcenia średniego, przedmiotem szkolnym są podstawy psychologii.
Dlaczego wszystko to wzbudziło moje zdziwienie, ale i podziw, uznanie?
Czytajcie dalej. Warto!
Podczas webinaru Tina Oziewicz sporo miejsca przeznaczyła na opowiedzenie o naszych podstawowych potrzebach psychicznych oraz o tym, co się dzieje, czym grozi, kiedy nie są one w dzieciństwie prawidłowo zaspokajane.
Ponieważ wyewoluowaliśmy w istoty społeczne, naszą podstawową potrzebą jest potrzeba więzi z innymi ludźmi, ale przy tym potrzeba poczucia bezpieczeństwa, poczucia przynależności (do grupy, „stada”), prawa do tożsamości, czyli wyrażania swojego zdania, do niezależności i wolności, wolnej woli, do radości i spontaniczności, do popełniania błędów, do tego żeby mieć dobre relacje z naszymi bliskimi, do bycia czułym, prawo do pewności siebie, czyli do tego, że ufamy sami sobie, że się akceptujemy, prawo do miłości, do wsparcia, czyli możliwości poproszenia o pomoc w potrzebie, prawo do szczerości, czyli możliwości szczerego z kimś porozmawiania, do otwartości bez bycia ocenianym i zdradzanym, prawo do bycia rozumianym, do bycia dla kogoś ważnym, akceptowanym, ale i docenianym, cenionym, uważanym za wartościową osobę, przede wszystkim osobę, nie przedmiot.
Jeśli te podstawowe potrzeby nie zostaną zaspokojone, dziecko nie będzie w stanie rozwinąć się psychicznie, emocjonalnie i uczuciowo, dojrzeć, a co za tym idzie funkcjonować w społeczeństwie, w relacjach z innymi. Dzieciństwo jest tak bardzo ważne, wychowanie, dorastanie w bezpiecznym środowisku, również bezpiecznym emocjonalnie, z zaspokojonymi podstawowymi potrzebami więzi.
To są praktycznie cytaty z wypowiedzi Tiny Oziewicz, również porównanie potrzeb emocjonalnych do witamin i minerałów, których niedobory, czy braki powodują, że chorujemy, że nasz organizm nie może prawidłowo funkcjonować, nie radzi sobie (katastrofę). Tak samo jest z naszym organizmem w sferze psychicznej, a rolę substancji odżywczych niezbędnych do rozwoju i funkcjonowania pełni prawidłowa odpowiedź na nasze potrzeby psychiczne.
Tu pojawia się pojęcie „inteligencja emocjonalna”. A najważniejszą cechą człowieka inteligentnego emocjonalnie jest zdolność do introspekcji, czyli do zaglądania w głąb siebie i analizowania tego co się w nim dzieje i skąd się to bierze, z czego wynika, choćby poprzez zadawanie sobie pytań o to co się czuje?, dlaczego tak się czuje?, dlaczego tak się pomyślało?, zrobiło?, czego się w takim razie potrzebuje?, co by spowodowało, że będzie się szczęśliwym?…
Nie chodzi o to, aby cały czas poddawać się autoanalizie, jak mówi dalej Tina, ale żeby robić to od czasu do czasu, w miarę potrzeby, czyli być do tego zdolnym – potrafić to robić. A żeby to potrafić robić, trzeba się tego nauczyć, więcej, ktoś musi nas, jako dzieci, tego nauczyć.
Niezmiernie ważne – najważniejsze jest jak wychowamy dzieci. W rozmowie pada znane z badań stwierdzenie o XIX-wiecznym modelu tzw. zimnego chowu, w karności i posłuszeństwie (w tym kary cielesne), twardości, który to model stał się jedną z istotnych przyczyn tego, że mogło w ogóle dojść do okrucieństw I i zwłaszcza II wojny światowej (polecam tutaj od siebie film „Biała wstążka” Michaela Hanekego z 2009 roku).
Kolejne przytoczone badania dowodzą, że podobne do powyżej przedstawionego modelu błędy wychowawcze (bo tak obecnie ten „model” jest kategoryzowany, mówiąc delikatnie) popełnione w procesie dorastania powodują wręcz zmiany w strukturach mózgu, w rozwoju umysłowym, co rzutuje na zahamowanie rozwoju emocjonalnego dziecka i jego niedojrzałość w dorosłości (ranienie innych, ale i siebie, niemożność funkcjonowania społecznego, nieradzenie sobie w życiu).
Neurobiologia i psychologia rozwojowa mówią o tym i jednym głosem już od dawna, zostało to niejednokrotnie opisane w literaturze, zweryfikowane badaniami. Niestety, okazuje się, że to nie wystarczy, że powszechna wiedza o człowieku jako istocie psychicznej, emocjonalnej, o uczuciach jest w społeczeństwie mikra. A to przecież podstawowa sfera życia.
Jeśli nie potrafią tego dorośli, bo nikt ich tego nie nauczył, nie dał im tego poczucia bezpieczeństwa, wsparcia i zaspokojenia podstawowych potrzeb emocjonalnych, to nie jest dziwne, że nieumiejętność ta jest przekazywana dalej.
Stąd m.in. pomysł wprowadzenia podstaw psychologii do edukacji szkolnej.
Stąd też troszkę pomysł powstania książeczek, o których piszę.
Pierwsza z nich to taki trochę elementarz, podstawy, które wg rozmówczyń biorących udział w webinarze są chętnie czytane nie tylko przez dzieci, rodziców (nie tylko dzieciom), ale i przez seniorów. Jest to książka dla każdego, dzięki treści, ale i formie. Prosta, przejrzysta, traktująca w punkt to, o czym mówi. Dopełniają tego przesympatyczne ilustracje – kiedy je oglądamy przychodzą nam do głowy takie określenia jak: ciepło, przytulność, przyjaźń, bezpieczeństwo, spokój.
To, że każdy chce czytać te książki świadczy także niezbicie o tym jak wielka jest potrzeba takich lektur i jak ich brak, brak takiej wiedzy. Wiedzy o emocjach i wiedzy o tym jak o tym rozmawiać. Oziewicz snuje przypuszczenia, że może gdyby rozmawiać z dziećmi o emocjach od małego, to być może dorosły świat wyglądałby inaczej? Lepiej.
Początkowo autorka zapisywała pewne spostrzeżenia o emocjach swoich i dla samej siebie, nie była to jeszcze książka, jak mówi. Zadawała sobie pytania gdzie są jej uczucia, stany emocjonalne, kiedy… ich nie ma i co tam robią?
Zwłaszcza pierwsza książka, „Co robią uczucia?”, staje się elementarzem, który może pomóc dorosłym rozmawiać z dziećmi o emocjach, przekazać o nich wiedzę, zachęcić je do własnej introspekcji, otworzyć im drogę do samoakceptacji i poczucia się bezpiecznie ze sobą takim jakim się jest, z innymi, ze światem i w świecie.
Pięknie mówi Oziewicz o książce i takiej rozmowie z dziećmi jako o oswajaniu się z emocjami, aby nie bać się „własnego cienia”, tego że popełniamy błędy, że jesteśmy „tylko” ludźmi i że mamy do tego prawo. Bardzo podoba mi się porównanie z pójściem do miejsca, w którym chcielibyśmy być, bo jest takie sympatyczne i konkluzja, że kto chciałby pójść do miejsca nieprzyjaznego, w którym będzie poddawany krytyce, wyśmiewany, nieakceptowany?
Ktoś kto nie ma zdolności do introspekcji, nie ma kontaktu ze swoim wnętrzem, ze sobą – nie zna siebie. Skąd wobec tego może wiedzieć kim jest? czego mu potrzeba? czego chce, a czego nie? Jak może żyć pełnią i w sposób satysfakcjonujący? A jeśli samemu nie jest się spełnionym, kim będziemy dla innych i w kontaktach z innymi?
Dziecko może nawet nie wiedzieć co czuje, a dorosłych uznaje za… dorosłych i mądrych, którzy wiedzą wszystko. I kiedy taki ktoś przyjdzie do dziecka z takim tematem, to już jest ogromnie dużo. Komunikujemy w ten sposób dziecku, że my, tacy wspaniali dorośli, też mamy uczucia, też się czasem zmagamy z ich rozumieniem, ale że traktujemy ten temat jako ważny i tak samo traktujemy dzieci.
Równie pięknie i obrazowo mówi Oziewicz o uczuciach w ogóle – że sprawiają, że jesteśmy ludźmi, wzbogacają nas, ale również są informacją, sygnalizują nam coś istotnego, są po naszej stronie. Musimy tylko nauczyć się ich słuchać i je rozumieć oraz doceniać. I nie oceniać, wszystkie są potrzebne i w tym sensie „dobre”.
Autorka rozprawia się też z mitem przeciwstawiania sobie serca i rozumu, który współcześnie został już obalony, bo wszystkie emocje „czujemy” w mózgu (w zależności od tego, co czujemy, aktywizują się określone ośrodki w mózgu), a my jesteśmy jednością, całością, nie jakimiś tworami złożonymi z rywalizujących ze sobą, walczących elementów, czy stron.
A postawa unieważniająca emocje jest nie tylko błędna, ale i bardzo szkodliwa. Tłumaczy autorka jak to jest z myśleniem, że jeśli zablokujemy w sobie emocje (inna sprawa, czy to jest w ogóle możliwe?), to będziemy bardziej racjonalni, rozsądni, zrównoważeni i „myślący”. Przekonuje, że racjonalność jest ściśle związana z emocjami właśnie, z uczuciami, że są jednym teamem. Racjonalne postrzeganie rzeczywistości, otoczenia, to kontakt z innymi ludźmi i jeśli byśmy mieli „wyłączone” emocje, ich odczuwanie, ale i odczytywanie, rozumienie emocji innych, to nie moglibyśmy nawiązać z nikim żadnego kontaktu.
Emocje są bardzo ważne, chyba nie muszę już nikogo do tego przekonywać. Nie tylko nie można się bez nich obejść, ale one po prostu SĄ. Jak mówi Tina – tak samo jak układ nerwowy ogarniający je jest jeden i ten sam, który ogarnia też naszą fizyczność, biologię – ból, uczucie zimna itd.
Bardzo spodobało mi się porównanie nas do domu z pokojami, w którym każde z pomieszczeń jest tak samo ważne, więc używanie jedynie np. kuchni jest jak używanie np. jednej tylko nogi. Tak się nie da, prawda? Tak samo w stosunku do innych nie możemy postrzegać ich jedynie jako pojedyncze „pokoje”, bo byłoby to dla tych osób krzywdzące, a zapewne w konsekwencji i dla nas, zubażające nasze relacje z innymi, nasze życie.
Zapraszam Was do lektury, obok tytułów Oziewicz/Zając, również kilku książek, które jak mi się wydaje są w temacie, czyli do naszego katalogu i do naszych bibliotek
„Co robią uczucia?” I „Co lubią uczucia?”
Z bibliotekarskim pozdrowieniem
Dział Gromadzenia i Opracowania Zbiorów MBP
(tekst i foto Emila Szczepańska)