Odcinek 52

„Elka rozwinęła zawiniątko. W migotliwym blasku świecy ujrzałem w jej dłoniach dziwny instrument muzyczny. Przypominał on połączone piszczałki nierównej długości, które przytknęła do ust, czekając znaku Weisera. Wreszcie gdy uniósł głowę, usłyszeliśmy pierwsze dźwięki […] Tembr instrumentu był miękki i falujący. Weiser wstał. Uniósł ramiona, przez chwilę pozostając w tej pozycji. Melodia stawała się coraz żywsza […] A Weiser […] tańczył w piwnicy zrujnowanej cegielni, wzbijając tumany kurzu, wyrzucając ręce do góry i na boki, przechylając głowę we wszystkich kierunkach. Tańczył coraz szybciej i gwałtowniej, jakby melodia, przyspieszająca z każdym taktem aż do niemożliwości, trzymała go w swojej władzy. Tańczył, jakby go opętały demony drgawek i skoków, tańczył z przymrużonymi oczami niczym upojony trunkiem gość weselny, tańczył jak nawiedzony szaleniec, nieznający umiaru ani granicy zmęczenia, tańczył, a nasze źrenice rozszerzały się coraz bardziej i bardziej, bo przecież zobaczyliśmy nagle kogoś zupełnie obcego. To nie był już Weiser, nasz szkolny kolega […] Był to raczej ktoś przerażająco nieznany, niepokojąco obcy, ktoś, kto przez zbieg okoliczności występował teraz w ludzkiej postaci, która najwyraźniej krępowała jego ruchy zmierzające do uwolnienia się z niewidzialnych pęt ciała.

Nagle muzyka ucichła […]

Wtedy to nastąpiło. Weiser stanął na obu stopach, rozłożył ręce jak do lotu i stał wpatrzony w płomień świecy bardzo długo. Nie wiem, w którym momencie, po jakim czasie, zauważyłem, że jego nogi nie dotykają już klepiska. Z początku wziąłem to za przywidzenie, ale stopy Weisera coraz wyraźniej unosiły się nad podłogą. Tak, całe jego ciało wisiało teraz w powietrzu, najpierw trzydzieści, może czterdzieści centymetrów nad ziemią, i powoli unosiło się jeszcze wyżej, kołysane niewidzialnym ramieniem.

– Chryste! – usłyszałem szept Szymka. – Chryste, co on robi?

Weiser lewitował nad brudną podłogą i jego ciało nie było już naprężone. Palce Piotra zacisnęły się na moim ramieniu.”

(„Weiser Dawidek”, Paweł Huelle, Wydawnictwo Znak, Kraków, 2006, s. 130-132)

Ten niesamowicie piękny i klimatyczny oraz niesamowitością uderzający fragment nie jest wcale fragmentem z powieści fantastycznej.

„Weiser Dawidek”, debiutancka powieść Pawła Huellego z 1987 roku, jest pozycją na wskroś realistyczną (magicznie?), która też realnie namieszała w światku literackim lat 80. XX wieku w Polsce. Nieczęsto zdarza się, aby debiut zyskał tak wielką przychylność jak debiut Huellego, i krytyków, i czytelników zresztą, stając się jedną z najważniejszych polskich powieści współczesnych.

Jak sam autor mówił, książkę napisał szybko, jednym tchem, czy też raczej „w natchnieniu” i być może właśnie temu zawdzięczamy to, że jest tak oniryczna, metafizyczna oraz „magiczna” w swojej formie i wymowie.

Powieść opowiada o śledztwie prowadzonym w sprawie zaginięcia żydowskiego chłopca, Dawida, w Gdańsku w 1957 roku.

Miasto nie jest przypadkowe, nie tylko dlatego, że autor jest gdańszczaninem. Można powiedzieć, że odpowiednia osoba znalazła się w odpowiednim miejscu w odpowiednim czasie. Gdańsk – miasto-symbol – stanowi w powieści punkt odniesienia do naszej historii, staje się jej świadkiem i filtrem, poprzez który obserwujemy jaki wpływ ma wielka historia na losy zwykłych ludzi.

Najpełniejszą i najbardziej pochwalną w owych czasach recenzję „Weisera” napisał profesor Jan Błoński, zwracając uwagę przede wszystkim na wielość możliwości interpretacyjnych powieści, wyróżniając przy tym cztery główne perspektywy jej czytania: obyczajową, polityczną, mesjanistyczną i inicjacyjną. Pojawiły się w jego tekście również takie superlatywy w odniesieniu do powieści: że jest epicka i sprawnie skonstruowana; że ma wymiar uniwersalistyczny i z dystansem przedstawia rzeczywistość – poprzez parabolę, a nie sztywny realizm, czy naturalizm; że jest oryginalna, wieloznaczna i intrygująca; że to przypowieść o zmaganiu się człowieka z tajemnicą istnienia; że młodych fascynuje innością i tajemniczością. Itd., itd., itd. („Tygodnik Powszechny” 1987, nr 44, s. 3)

Pojawiły się także inne głosy, wcale nie krytyczne, raczej podkreślające wielkość „Weisera” z racji tego, że autor nawiązuje do wielkich dzieł literackich, m.in. „Mistrza i Małgorzaty”, czy „Blaszanego bębenka”, co udanie uprawiał także w kolejnych swoich książkach, dyskutując m.in. z „Czekając na Godota”, czy „Czarodziejską górą”.

W 1987 roku powieść zdobyła Nagrodę Młodych przyznawaną przez miesięcznik Literatura, natomiast w 1988 Paweł Huelle otrzymał za nią Nagrodę Fundacji im. Kościelskich.

W roku 2000 Wojciech Marczewski podjął się ekranizacji książki, którą możecie obejrzeć np. tutaj:

Zapraszamy także jak zwykle do naszego katalogu i bibliotek po „Weisera Dawidka” i inne książki Pawła Huellego , a #wkrotcenapolce również po książkę „Talita”, tytuł który właśnie miał swoją premierę.

Z bibliotekarskim pozdrowieniem

Dział Gromadzenia i Opracowywania Zbiorów MBP